Czytatnik

"To już wasza sprawa, na co trwonicie czas i pieniądze. Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie."

„Powiedział mi wróżbita” – Tiziano Terzani 22 września, 2012

Nie bardzo wierzę w przepowiednie, horoskopy, wróżby. W Indiach wprawdzie astrolog postawił mi horoskop, mam go do dziś (w hindi!), ale traktuję jako tylko jako pamiątkę, a nie objawione prawdy. Będąc sceptycznie do tego nastawioną osobą, nigdy bym nie zaczęła szukać kontaktu z wróżbitami, nie chodziłabym do nich po rady, jeśli miałoby mnie to irytować, nudzić lub jeśli miałabym do tego podchodzić z zaczepnym nastawieniem: a cóż nowego ten wróżbita może mi powiedzieć. Dlatego bardzo mnie dziwi to, co zrobił Tiziano Terzani. A mianowicie uwierzył w jedną przepowiednię, która głosiła, że jeśli w 1993 roku wsiądzie na pokład samolotu, zginie. Postanowił więc przez rok podróżować wyłącznie drogą lądową (ewentualnie morską), a w odwiedzanych krajach udawał się do wszelakich astrologów, wróżbitów, czarodziejów. Nie wiem po co chodzić do tego rodzaju osób, jeśli jest się z góry nastawionym negatywnie, tym bardziej mnie dziwi potrzeba napisania na ten temat książki…

Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, Terzani wyszydza słowa wróżbitów  i metody przepowiadania przyszłości. Jednocześnie jednak wierzy, że dolegliwości, na które skarżą się bywalcy jego tajlandzkiego domu, zwanego Żółwim Pałacem, związane są z zaburzeniem harmonii i udaje się do świątyni przebłagać duchy, a następnie zaprasza 9 mnichów do domu, którzy odśpiewują hymny i wszelkie kłopoty ustają. Brak konsekwencji w poglądach autora jest porażający.

Być może przymknęłabym oko na wybiórcze traktowanie wróżb, ale Terzani tak demonizuje postęp i modernizację Azji, nazywając go koniem trojańskim, że ciężko było mi go znieść. Autor namolnie podkreślał dychotomię materialistyczny, pusty Zachód vs Wschód, jedyna oaza duchowości i wartości, który zatraca własną tożsamość chcąc stać się drugim Zachodem. W swoich spotkaniach poszukuje aury tajemnicy i magii, która towarzyszyła podróżnikom z początku XX wieku i jest zawiedziony, kiedy jej nie znajduje. Swoim podejściem Terzani tak naprawdę pokazuje, jak stereotypowe wyobrażenia i oczekiwania ma wobec Azji. Z jego tekstów wynika, że turystyka jest złem, postęp jest złem, a autor najchętniej widywałby kobiety i mężczyzn ubranych w tradycyjne, ludowe stroje i mieszkających w domach krytych słomą. Terzani krytykuje nawet budowę domów z trwalszych materiałów niż te, z których korzystali dziadkowie napotkanych ludzi. Ludzie, którzy cierpieli biedę przez pokolenia i chcą się z niej wyrwać ciężką pracą zarobkową, są obiektem pogardy i lekceważenia. Najbardziej obrywa się Chińczykom, „misjonarzom praktyczności i materializmu”. Wszystkich Terzani wrzuca do jednego worka i w typowej dla siebie sztuce uogólnień, stwierdza, że opanowali oni glob z wrodzoną sobie pragmatyczną chęcią dorobienia się. Singapurczycy to dla niego irytujące „społeczeństwo sklepikarzy, którym się powiodło i którzy mogli sobie pozwolić na wszystko z wyjątkiem myślenia”…

Bardzo mnie zaskoczyło, z jaką pewnością Terzani podaje swoje wnioski jako jedyną istniejącą prawdę, a łatwość, z jaką osądza ludzi  wręcz zszokowała. A ocenia nie tylko przypadkowo napotkane jednostki, ale całe narody! Doprawdy dziwne jest takie podejście u kogoś, kto ma się za reportera. Fakt, że pióro ma sprawne, ale w gruncie rzeczy, poza ciągłą krytyką, niewiele do powiedzenia. Z jego podróży przez Laos, Tajlandię, Malezję, Singapur, Indonezję, Kambodżę, Wietnam i Mongolię wynika tyle, że wróżbici najczęściej prawią banały, a Azja swym pędem do nowoczesności popełnia zbiorowe samobójstwo. Zaciekawiły mnie teksty o Malezji i Singapurze, ale Terzani ledwie rozpoczął ciekawe wątki, by kontynuować dwoje biadolenie na demoniczną nowoczesność. Autor ubolewał nawet nad tym, że nawigacja morska coraz bardziej polega na komputerach, a nie umiejętnościach załogi. Złośliwie mogłabym zapytać, dlaczego nie żałuje, że średniowieczny zawód iluminatora odszedł w zapomnienie. Być może, gdyby jego książki powstały w kilku kopiach i utrzymanie się z pisania byłoby niemożliwe, Terzani sam stałby się tak przez samego siebie pogardzanym sklepikarzem. Dla mnie to jedno z największych rozczarowań czytelniczych.

 

7 Responses to “„Powiedział mi wróżbita” – Tiziano Terzani”

  1. Chihiro Says:

    Lilithin, nic dodać nic ująć! Nie mogę pojąć, że są tysiące (jak nie więcej) czytelników, przyklaskujących Terzaniemu i uznających jego narzekania za wybitne! Czyżby aż tak udało mu się zamydlić oczy czytelnikom? Moim zdaniem temu panu w ogóle nie powinna przysługiwać etykietka „reportera”, a ta książka powinna go spalić jako pisarza.
    Widzisz, u mnie ołówek był w ciągłym ruchu, zaznaczając co smakowitsze uogólnienia, ale ten o Singapurczykach jako sklepikarzach jakoś wymknął się mojej uwadze… Niesamowite, jak bardzo można uogólniać i czytając swoje zapiski po kilka razy – bo nie wątpię, że tak było, a do tego korektor i redaktor na pewno też czytali (książka to w końcu nie impulsywna notka na blogu) – nie pomyśleć, że jednak przesadza się w ocenie, krytyce i wysuwaniu stanowczo zbyt dalekich wniosków…

    • Lilithin Says:

      Ja miałam dość spore oczekiwania wobec Terzaniego, przed lekturą kojarzyłam go zdecydowanie pozytywnie, a tu takie zaskoczenie. „Powiedział…” stawiam jedno oczko wyżej niż całkiem beznadziejne „Jadę sobie” Filipczak, choć u obu autorów można spotkać jakąś dziwne zadowolenie z samych siebie, że oto się odważyli gdzieś pojechać.
      Cytowany komentarz jest na stronie 173, zawsze to wpisuję w swoich notkach, ale uznałam, że szkoda zachodu na Terzaniego 😉 Też mam więcej tego rodzaju cytatów. Poza jednym, to właściwie wszystkie dotyczą jego idiotycznych uogólnień. Bardzo to przykre, nie sądzisz?

      • Chihiro Says:

        Bardzo! O Filipczak czytałam nie tylko u Ciebie, że kiepska, więc uznałam od razu, że sobie odpuszczę. Ale co do Terzaniego też miałam większe oczekiwania, przykro tak się zawieść kompletnie. Z takiej odwagi, że się wybrało w podróż, naśmiewa się bardzo Theroux w tytułowym opowiadaniu ze zbiorku „Elephanta Suite”, czytałaś już? Jestem pewna, że przypadłby Ci do gustu.

  2. Lilithin Says:

    Chihiro! „Elephanta Suite” nie czytałam, niestety. W Indiach chciałam sobie kupić, ale książka to pojawiała się, to była niedostępna i w końcu nie wyszło. Kiedyś na pewno przeczytam, pamiętam, że cytat, który zamieściłaś w swojej notce bardzo mi się spodobał 🙂

  3. pojechana Says:

    Leży już na nocnej szafce i czeka na wolną chwilę… Wrócę tu jak już będę po lekturze 🙂


Dodaj komentarz