Dwa lata temu Wydawnictwo Znak, wraz z 33 wydawnictwami z całego świata, wzięłoudział w projekcie MITY, którego założeniem było zaproszenie pisarzy do reinterpretacji wybranego mitu lub legendy. Do tej pory w polska seria liczy sześć książek. Jedną z nich jest „Angus od snów. Celtycki bóg snów” Alexandra McCall Smith’a (pozosali pisarze biorący udział w przedsięwzięciu to M. Atwood, K. Armstrong, W. Pielewin, O. Tokarczuk, J. Winterson).
Po pierwszym nieudanym spotkaniu z tym autorem, postanowiłam dać mu drugą szansę. Pomyślałam, że może przez opowiedzenie nieznanego mi celtyckiego mitu McCall Smith mnie do siebie przekona, zwłaszcza, że lubię wszelkiego rodzaju mity, legendy i podania. Nastawienie miałam pozytywne, ale moje oczekiwania nie zostały do końca spełnione. Nie twierdzę, że książka jest kompletnie bezwartościowa i była stratą czasu, ale czegoś mi brakuje. To jedna z tych powieści, które czyta się całkiem przyjemnie, ale w miarę lektury wciąż ma się wrażenie, że to dopiero początek, że autor się rozgrzewa i już za kilka stron da popis swoich umiejętności. Wrażenie to może nie trwało zbyt długo, bo książka nie jest zbyt długa, ale nie opuściło mnie aż do samego końca. W opowieści o Angusie bez wątpienia tkwi potencjał; szkoda tylko, że McCall Smith go nie wykorzystał.
Sam zamysł kompozycyjny jest dość ciekawy – dzieje mitologicznego Angusa przeplatają się z współczesnymi wydarzeniami związanymi z bogiem snów. Niestety, dla mnie te powiązania były dość słabe, wymuszone i bez uroku. Moim zdaniem, najsłabsza była opowieść o chłopcu, który dowiedział się, że ojciec, który go wychowywał nie jest jego biologicznym ojcem (mitologiczny Angus również musiał się zmierzyć z podobną prawdą). Matka miała romans i przerażona, że syn zdradzi tajemnicę, dzwoni po pomoc do swojego brata o imieniu Angus. Wujek w nocy przychodzi do siostrzeńca i zastrasza chłopca, że jeśli sekret się wyda, zostanie uduszony poduszką. Przykro mi bardzo, ale historia jakoś mało porywająca.
Plusem tej książki jest historia mitologicznego Angusa – całkiem zgrabnie opowiedziana, z licznymi szczegółami, w dużej części wymyślonymi przez samego autora. Może gdyby zrezygnować z wątków współczesnych a bardziej się skupić na mitologicznym aspekcie boga snów, książka zagościłaby w mojej pamięci na dłużej…
Czasami śnimy jakiś sen i kiedy już ma się wydarzyć coś cudownego, kiedy we śnie lada moment mają się zacząć najprzyjemniejsze momenty, dzwoni budzik. Budzimy się z jakimś uczuciem niepełności, niekompletności i żalem, że coś tak dobrze się zapowiadało. Podobnie jest z „Angusem od snów” – książka się rozkręca i rozkręca, ale nagle dzwoni budzik i czar pryska.