Czytatnik

"To już wasza sprawa, na co trwonicie czas i pieniądze. Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie."

Nie idź na randkę w Walentynki 15 lutego, 2012

Filed under: Indie — Lilithin @ 19:06
Tags: ,

W indyjskiej prasie pojawiła się ciekawa informacja. Otóż luty to miesiąc, w którym agencje detektywistyczne zarabiają najwięcej. Ilość śledztw zleconych prywatnym detektywom zwiększa się pięciokrotnie. Szpiegują się nie tylko małżonkowie, ale także zmartwieni rodzice, którzy podejrzewają swoje dzieci o taką zuchwałość jak posiadanie chłopaka/dziewczyny. Zlecający śledztwa sądzą, że wraz ze świętem zakochanych łatwiej będzie przyłapać winnych na gorącym uczynku. Wiadomość tę traktowałam jako zabawną ciekawostkę, nic poważnego.

Jednak opowieść koleżanki dotycząca Walentynek już mnie nie rozbawiła. W szkole, w której owa koleżanka pracuje, zwołano wszystkie dzieci do audytorium, gdzie czekali na nie duchowni (nie dopytałam, czy wyznawcy sikhizmu czy hinduizmu, ale wydaje mi się, że to drugie). Duchowi po wstępnej fazie medytacji oznajmili dzieciom, że 14 lutego to żadne tam święto zakochanych, cały  świat jest w błędzie. Walentynki to święto dla mamy i dla taty, którzy w tym dniu spędzają ze sobą więcej czasu i dają sobie prezenty… Jak widać, koncept zakochana się ‚z własnej woli’ wybija się dzieciom z głowy bardzo szybko i w sposób formalny.

Zakochana para w kawiarni

Lektura „Hindustan Times” jeszcze bardziej mnie zszokowała. Mimo, że mieszkam tu już 7 miesięcy, nad pewnymi rzeczami trudno przejść do porządku dziennego. Gazeta przytacza historie 3 małżeństw, które mieszkają w schroniskach prowadzonych przez policję, która chroni młode pary przed… ich rodzinami. Mąż Deepy po ich wspólnej ucieczce został pobity tak dotkliwie, że do dziś, po 10 miesiącach wciąż nie jest w pełni sprawny. Dlaczego? Ponieważ jest z niższej kasty… Brat Promili zagroził samobójstwem, kiedy ta oznajmiła, że chce poślubić Anila. Para sformalizowała jednak związek, a następnie ukrywała się u przyjaciół, którym grożono mieczami (!). Miesiąc później, małżeństwo wezwało policję na pomoc, kiedy się okazało, że czeka na nich 50 uzbrojonych osobników z bratem Promili na czele… Kolejna para popełniła religijny mezalians – pan młody wyznaje islam, a panna młoda hinduizm. Jej rodzina próbowała przekupić policjanta, żeby „się ich pozbył.” Takich historii w Indiach są dziesiątki tysięcy. Moja sąsiadka poślubiła mężczyznę z niższej kasty. Wprawdzie nikt nie zagrażał jej życiu, ale rodzina całkowicie od niej się odcięła. Kobieta zyskała męża, ale straciła rodziców, braci, wujków i ciotki. W Indiach cena za miłość jest wysoka.

Jak zatem obchodzi się dzień zakochanych w kraju, gdzie zdecydowana większość małżeństw jest aranżowanych przez rodziców? Odpowiedź jest prosta: prawo do obchodzenia Walentynek mają tylko i wyłącznie „akceptowane” małżeństwa. „The Times of India” promuje jedyny właściwy model zachowania. W lokalnym dodatku do dziennika przedstawiono walentynkowe plany kilku par – każda z nich miała przynajmniej 10-letni staż małżeństwa. Przypuszczam, że parom „nieoficjalnym” bardzo trudno było się spotkać 14 lutego. Np. na terenie Punjab Univeristy w Chandigarh zwiększono ilość patroli policji, a studentom zorganizowano dodatkowe zajęcia, aby czymś wypełnić im czas czymś pożytecznym, a nie mrzonkom o romantycznej miłości. W okolicach restauracji, kawiarni i parków pojawili się policjanci w cywilu, aby kontrolować sytuację i nie dopuścić do nieprzyzwoitego zachowania. Bardzo żałuję, że nie zdefiniowano, na czym dokładnie polega owa nieprzyzwoitość. Czy trzymanie się za ręce jest gestem niepożądanym? Czy pary, które tego dnia wyszły z domu proszono o akt ślubu?

Indyjskiego podejścia do miłości i par pozamałżeńskich nigdy nie zrozumiem i nigdy się na nie nie zgodzę. Policjanci strzegący moralności brzmią jak z Orwella. Przytulić się na ulicy z pewnością byłoby postrzegane jako akt nieprzyzwoity, a przecież to jedynie wyrażenie naturalnej potrzeby bliskości. Czemu się jednak dziwić? W indyjskich domach ponad 70% rodziców nie okazuje sobie czułości przy dzieciach. A ankiety nie były bynajmniej skierowane do ludności wiejskiej, a do mieszkańców dużych miast…

 

„Dom tysiąca nocy” – Maja Wolny 23 listopada, 2010

Filed under: Przeczytane — Lilithin @ 11:07
Tags: ,

„Dom tysiąca nocy” spodobał mi się dzięki okładce – eleganckiej i zmysłowej, wykorzystującej tajemniczą grę światła i cienia. Moją uwagę zwrócił również tytuł, będący zapowiedzią baśniowej historii, odkryciem sekretów nocy, miejscem niesamowitej opowieści. Częściowo moje oczekiwania zostały spełnione.

Malwina, po tragicznych wydarzeniach zostawia za sobą Polskę i przykre wspomnienia wyruszając do Sorrento, aby opiekować się tam starszą Carlą. Po pewnym czasie do jej codziennych obowiązków dochodzi też sprzątanie i gotowanie dla wnuka Carli, Brunona. Spokojny rytm czytania pozwala poznać przeszłość obu kobiet. Malwina i Carla stopniowo przełamują początkową nieufność, a do tego między Polką a młodym Włochem rodzi się niezwykła więź. Temat niby banalny, ale z pewnością opowiedziany niebanalnie. Proza Mai Wolny jest niezwykle delikatna, a jednocześnie nasycona emocjami. Siłą tej powieści są nie opisywane wydarzenia, a język i sposób narracji. Łatwo byłoby spłycić wydarzenia, o których jest mowa w „Domu tysiąca nocy”, nietrudno byłoby uderzyć w ton zbyt dramatyczny i skupić się na tragicznych wydarzeniach z życia trzech bohaterów. Autorce na szczęście udaje się tego uniknąć.

A jednak pozostaje jakiś niedosyt, czegoś mi brakuje. Historia pięknie opowiedziana, pięknie napisana – to fakt, ale nie będę udawać, że chwyciła mnie za serce i obudziła wielkie emocje. Obiektywnie trzeba docenić język i wrażliwość powieści, subiektywnie – książka zbyt łatwo daje mi o sobie zapomnieć i umieszczam ją w  roboczej kategorii:  dobrze się czytało, niby mądre, niby piękne, ale nic z tego nie wynika.

 

 

„Kochanek Lady Chatterley” – D.H. Lawrence 24 Maj, 2009

Filed under: Przeczytane,Wyzwania — Lilithin @ 10:26
Tags: ,

kochanek

Będzie krótko i zwięźle.

Książkę czytało mi się w miarę bezboleśnie i nawet przyjemnie (pomijając wywody o nieśmiertelności, które wydały się sztuczne i ni w pięć, ni w dziewięć). Byłam ciekawa, czy Konstancja porzuci kalekiego męża dla pełnego sił witalnych gajowego, więc przewracałam kartki czekając na ostateczne rozwiązanie…

Nie polubiłam żadnego z bohaterów, ale w końcu nie muszę pałać do nich sympatią, wystarczy, że byłam w stanie zrozumieć rozterki młodej kobiety rozdartej między inteligentynym, ale sparaliżowanym mężem, a prostym, ale pełnym namiętności gajowym. Odwieczny dylemat – piękny umysł (który w przypadku Clifford’a wcale nie był aż tak piękny) czy piękne ciało.

W tle – postępująca industrializacja, kilka opisów ciężkiego życia robotników, rozmowy o klasach i seks na łonie natury.

Nie jest to książka mojego życia, nie sądzę, abym do niej jeszcze wróciła, ale nie żałuję, że przeczytałam.

 

„Miłość Peonii” – Lisa See 23 Maj, 2009

Filed under: Przeczytane — Lilithin @ 23:59
Tags: ,

Milosc_Peonii

„Miłość nie jest miłością w pełnym rozkwicie, jeśli ten, kto ją nosi w sercu, nie jest gotowy za nią umrzeć, albo jeśli to uczucie nie jest w stanie przywrócić do życia tego, kto umarł.”

„Dlaczego myśli tylu kobiet są jak kwiaty na wietrze? Dlaczego odpływają z prądem i znikają bez śladu?”

Te dwa cytaty znalezione w „Miłości Peonii” (pierwszy pochodzi ze wstępu do „Pawilonu Peonii”) doskonale oddają główne problemy poruszane w powieści – siłę miłości i rolę kobiet w chińskim społeczeństwie, ich prawo do wyrażania własnych myśli i przekonań.

Lisę See do napisania tej pięknej powieści zainspirowały wydarzenia towarzyszące operze „Pawilon Peonii” – pod wpływem historii o miłości przezwyciężającej śmierć młode kobiety zaczynały chorować na miłość i odmawiały przyjmowania jakichkolwiek posiłków, by umrzeć jak Liniang, główna bohaterka opery, i znaleźć prawdziwe uczucie i szczęście po śmierci. „Namiętne uczucia i dyskusje, jakie wzbudził Pawilon, porównywano z fanatycznym zainteresowaniem Werterem Goethego w osiemnastowiecznej Europie czy też powieścią Przeminęło z wiatrem w Stanach Zjednoczonych” – pisze autorka w posłowiu.

Główna bohaterka powieści to również panna chora na miłość. Po spotkaniu z tajemniczym poetą w ogrodzie na kilka tygodni przed własnym zamążpójściem, przestaje jeść w dramatycznym akcie rozpaczy, że jej mężem nie zostanie zakochany w niej z wzajemnością poeta, a nieznajomy syn przyjaciela ojca. Los jednak płata jej figla, kiedy okazuje się, że przyszły mąż i poeta to ta sama osoba. Jest już jednak za późno i Peonia rozpoczyna swoją wędrówkę po zaświatach. Pełna miłości, odwiedza ukochanego we śnie, zmusza jego żonę do miłości, a kolejnej pomaga urodzić syna. To obraz pięknego uczucia, silniejszego niż śmierć, inspirującego do pięknych czynów, ale też o niespodziewanie destrukcyjnej sile.

Gdyby była to powieść tylko o miłości, na tym moja recenzja by się skończyła a wraz z nią z pamięci szybko uleciałoby wspomnienie o „Miłości Peonii”. Na szczęście Lisa See stworzyła coś więcej niż zwykły romans. Bardzo ważną (jeśli nie najważniejszą) kwestią jest twórczość kobiet, ich prawo do pisania. Na pewno nastręcza to pewnych problemów w kraju, w którym kobieta całe życie jest wychowywana, aby dobrze służyć swojemu mężowi, a potem dzieciom, a dodatkowo wiele osób sądzi, że „[…] dziewczyna powinna znać tylko parę pisanych znaków, na przykład: drzewo na podpałkę, ryż, ryba czy mięso. Te słowa pomogą prowadzić dom, wszystko ponad to jest zbyt niebezpieczne.” Peonia ma jednak szczęście posiadać wykształconego ojca, który podscya jej ciekawość świata i zainteresowania literackie. Przed śmiercią dziewczyna zaczyna pisać komentarz do „Pawilonu Peonii, aby dokończyć go pośmiertnie z pomocą drugiej i trzeciej żony Wu Rena i w końcu – wydać.

Dodatkowym atutem „Miłości Peonii” jest piękny, niemal poetycki język, który na swój magicnzy sposób podkreśla wyjątkowośc opowiadanej historii. Opisy ogrodów, jedwabnych szat i całego otoczenia są tak sugestywne, że do dzisiaj mam je przed oczami. Powieść polecam gorąco, nawet sceptykom, którzy nie wierzą w miłość, niech się dadzą ponieść historii opowiadanej przez ducha i uwierzą, że dzięki niej można wszystko – nawet wydać pośmiertnie komentarz do znanego dzieła literackiego w kraju, w którym na kobiecą twórczość nie patrzono przychylnym okiem.