Czytatnik

"To już wasza sprawa, na co trwonicie czas i pieniądze. Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie."

„Grecki skarb” – Irving Stone 6 stycznia, 2010

Filed under: Przeczytane — Lilithin @ 19:12
Tags: ,

Moje spotkania z mistrzem zbeletryzowanych biografii były dwojakiego rodzaju – zachwyciłam się „Pasją życia”, ale urok „Pasji utajonych” pozostał dla mnie… utajony właśnie. „Grecki skarb” czytało mi się bardzo dobrze i stanowił on idealną lekturę na świąteczny czas.

„Grecki skarb” opowiada historię małżeństwa Schliemannów, odkrywców Troi. Stone szczegółowo opisuje wszelkie etapy wykopalisk archeologicznych, od problemów ze zdobyciem na nie pozwolenia, przez wstępne poszukiwania, aż po euforię związaną z odkryciem skarbów i następnie katalogowanie zbiorów, ale powieść nie nuży nawet przez minutę.

Główni bohaterowie za sprawą pióra Stone’a ożyli na moich oczach. Widziałam młodziutką Zofię słuchającą z przejęciem planów ekscentrycznego Henryka, bogacza starszego od niej o 30 lat. Oboje wzbudzali mój podziw – Zofia za nieograniczoną cierpliwość, zrozumienie i łagodność w kontaktach z mężem, ale również za jej chęć do poszerzenia horyzontów i gotowość do nauki, a Henryk za niesamowitą wiarę we własne przekonania i dążenie do wyznaczonego celu, nawet wtedy, kiedy nikt inny nie wierzył w jego realizację.

„Grecki skarb” ze spokojnym sumieniem mogę polecić na długie zimowe wieczory. Kiedy za oknem mróz, opisy greckiego słońca na pewno wprawią w dobry nastrój, a optymistyczna wymowa powieści udowadniająca, że warto mieć marzenia i je realizować, dobra jest w każdej sytuacji.

 

„Pasje utajone” – Irving Stone 1 września, 2009

Filed under: Porzucone — Lilithin @ 20:39
Tags:

pasje utajone Nie spodziewałam się, że dodam na blogu nową kategorię o książkach porzuconych, odrzuconych, czytelniczych zawodach i niewypałach. Mam tylko nadzieję, że nie pojawi się w niej wiele tytułów, a najlepiej by było, gdyby ten był ostatnim.

Skuszona świetną lekturą „Pasji życia” Irvinga Stone’a, długo się nie zastanawiałam nad zabraniem z bibliotecznej półki dwóch tomów „Pasji utajonych” o życiu Zugmunta Freuda. Każdy z nich liczył ok. 600 stron, co niewątpliwie świadczy o sporej dawce zaufania i wielkich nadziejach pokładanych w nazwisku Stone’a. No cóż. W sprawach życiowych raczej twardo stąpam po ziemi, mogę w takim razie być naiwna w doborze lektur.

Po przeczytaniu 100 stron, zastanawiałam się, czy ciągnąć to dalej. Pociągnęłam. Po następnych 100 stronach, nadal nie byłam pewna, czy właśnie na taką książkę chcę poświęcić swój czas. Teraz, po łącznej ilości 235 stron wiem, że to nie to, choć gdzieś tam tkwi we mnie wątpliwość – a może się jeszcze rozkręci? I tu powstaje pytanie – ile trzeba dać książce na owo ‚rozkręcenie się’? Czy połowa wystarczy? A może tylko pierwszy tom tak kuleje, a drugi jest już fascynującą historią?

Trzeba przyznać autorowi, że merytorycznie doskonale się przygotował. Panorama Wiednia, stan wiedzy ówczesnej medycyny, obraz uniwersyteckich realiów – wszystko to zostało przygotowane z jak najwyższą dokładnością. Niestety, owa najwyższa dokładność skutkuje po prostu nudą. Rozumiem, że Stone chciał ukazać upór, pracowitość i wytrwałość Freuda, ale po 100 stronach już miałam ochotę krzyknąć: I get it! Niestety, ale nie znajduję nic fascynującego lub chociaż wartego uwagi w kolejnych etapach uniwersyteckiej i lekarskiej kariery twórcy psychoanalizy. Kiedy został pierwszym sekundariuszem, kiedy drugim, a kiedy prymariuszem, kiedy pojechał do szpitala na wieś, kiedy zaczął pracować nad docenturą, ile czasu spędził na oddziale chirurgii, ile na neurologicznym itd, itd… Informacje te są przeplatane wiadomościami o ciągłych problemach finansowych i wielkiej miłości do Marty. Nuży mnie to! Owszem, czyta się szybko, ale mam wrażenie jakby Stone zapisał sobie w punktach każdy etap kariery Freuda i postanowił żadnego nie pominąć. Młody Freud też mnie jakoś nie przekonuje. Zbyt krzyształowy, zbyt pracowity, pozbawiony jakiejkolwiek słabości.

Być może Stone lepiej sobie radzi ze zbeletryzowanymi biografiami artystów. Być może bohema to wdzięczniejszy temat. Póki co, nie planuję się o tym przekonać i kolejną jego książkę, „Bezmiar słąwy”, oddam bez żalu do biblioteki nie przeczytawszy ani jednej strony. Może kiedyś jeszcze po nią wrócę. A Freuda lepiej poznać z innych źródeł. Lub jego dzieł, które pewnie okażą się ciekawsze niż przedstawione tydzień po tygodniu koleje losy w drodze do sukcesu i uznania. Nie wydaje mi się, żeby „Pasje utajone” wniosły cokolwiek do mojego życia ani aby były w stanie nieco rozszerzyć moje horyzonty z zakresu wiedzy o psychoanalizie lub chociaż stanowi ły miłe czytadło. Nie ma co marnować czasu, więc daruję sobie dalszą lekturę.

 

„Pasja życia” – Irving Stone 24 Maj, 2009

pasjazyciazj6

Każdemu molowi książkowemu znane jest to uczucie, kiedy to do zrobienia jest tysiąc rzeczy, kiedy oczy już bolą od czytania i żadna przyjęta pozycja nie redukuje bólu pleców, a mimo to odłożenie książki na bok staje się czynem wymagającym niezwykle silnego charakteru lub zgoła niemożliwym.  Życie obok toczy się swoim rytmem, a życie bohaterów z książkowych kart – swoim. A mól książkowy, jak to mól – żeruje na wymyślonym świecie i nie chce wrócić do tego realnego.

W ten właśnie sposób całkowicie mnie pochłonęła „Pasja życia”, której autora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Irving Stone, o którego twórczości chyba nie słyszałam ani jednej negatywnej opinii, w końcu omotał magią słów i mnie.

Zbeletryzowana biografia van Gogha tak mnie oczarowała, że nawet zrobienie sobie herbaty odkładałam na dalszy plan.

Cóż mogę powiedzieć więcej? Van Gogh został świetnie sportretowany, czułam jego ból, podziwiałam za to, że danej sprawie poświęcał się całkowicie, było mi go żal, niemal płakałam nad jego walką z chorobą i desperackim pragnieniem malowania. Stone również świetnie opisał sam akt tworzenia, ukazał emocje, jakie towarzyszyły Vincentowi przy nakładaniu farby na płótno.

Choć van Gogh nie spędził wiele czasu w Paryżu, Stone zdołał przedstawić atmosferę bohemy artystycznej przełomu wieków. Wprawdzie mało prawdopodobnym wydaje mi się, aby wszyscy ci malarze wspólnie spotykali się w kawiarniach i dyskutowali o sztuce, ale poczułam magię towarzyszącą cyganerii.

„Pasja życia” zrobiła na mnie wielkie wrażenie i niełatwo przychodzi mi pisanie o jej zaletach. Po prostu tę książkę trzeba przeczytać, przeżyć. Fascynująca lektura o fascynującym człowieku.